Przepraszam! Przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Wyjeżdżam w piątek i chciałam was obsypać wieloma imaginami, lecz nie dam rady. Mam wybitego palca u prawej ręki i ciężko mi się pisze z stabilizatorem.
35.Louis cz. I
Dzisiejszy dzień, zapowiadał się wspaniale. Słońce, już dawno nie świeciło tak jak dziś. Postanowiłaś pójść ze swoim chłopakiem Louisem na spacer. Choć mieszkałaś w Londynie już kilka lat, za każdym razem wywoływał on u ciebie pozytywne reakcje. Zakochałaś się w tym pięknym miejscu i również w nim znalazłaś miłość. Poznałaś Louisa rok temu, na podwójnej randce. Twoja przyjaciółka spotykała się z Harrym, poprosiła, żebyś poszła z nią. Na początku czułaś, że to zły pomysł. Lecz gdy poznałaś Louisa, dziękujesz swojej przyjaciółce do dziś że cię z nim poznała.Louis przyszedł wcześniej, niż się umawialiście. Ty poszłaś się wykąpać, a on postanowił że wybierze ci ubrania. Po powrocie z łazienki zobaczyłaś leżącą na łóżku bluzkę w paski, pomarańczowe szorty i czarne tenisówki.
Ty: Naprawdę mogę iść w tej bluzce?
Lo: Tak, uważam, że będziesz w niej ślicznie wyglądać.- uśmiechnęłaś się i szybkim ruchem nasunęłaś ją na ciało. Gdy byłaś już gotowa, poszliście, trzymając się za rękę do parku. Chodziliście alejkami śmiejąc się i napawając się swoim towarzystwem. Te całe trasy sprawiają, że czujesz się samotna. Brakuję ci go, jego pocałunków, dotyku, zapachu. W końcu usiedliście na jednej z ławek w pobliżu placu zabaw. Zajadając się lodami rozmawialiście. Louis chciał, żebyś pojechała z nimi w następną trasę koncertową, lecz ty nadal miałaś wątpliwości.
Waszą rozmowę, przerwało wołanie jakiegoś wysokiego blondyna.
M: [T.I]...??- Spojrzałaś w stronę chłopaka
Ty: Martin...? O mój boże co ty tu robisz?- wstałaś i mocno przytuliłaś chłopaka.- Myślałam, że wróciłeś do Polski?
M: Wróciłem kilka tygodni temu. Wow, ślicznie wyglądasz.
Ty: Ty również.
Lo: Ehhy...- usłyszałaś za sobą.
Ty: Ojej przepraszam. Martin to jest Louis mój chłopak, Lou to Martin.
M: Miło mi cię poznać.
Lo: Mi również- nie zabrzmiało to przekonująco.
M: Słuchaj, urządzam jutro taką parapetówkę, może wpadniecie?
Ty: No nie wiem...- spojrzałaś na Louisa.
Lo: Wpadniemy
M: Super, proszę to mój adres- wręczył ci małą karteczkę z adresem.
Ty: Dzięki, to do jutra.
Gdy chłopak odszedł, znów usiedliście na ławcę.
Lo: Kto to był?
Ty: No Martin, przecież was przedstawiłam
Lo: Wiem, ale nie o to mi chodzi.
Ty: Mój przyjaciel, znamy się z czasów szkoły.
Lo: Aha, rozumiem...
Ty: Co to miało znaczyć...?
Lo: Nie no nic.
Ty: Czy ty jesteś zazdrosny...?
Lo: Ja...?! Pfi, o co mam byś zazdrosny? Przecież to tylko wysoki, dobrze zbudowany, blondyn, który szczerzył się do mojej dziewczyny, tak że zaraz myślałem, że pomogę pozbyć mu się kilku ząbków.- usłyszawszy to, wybuchłaś śmiechem.
Ty: Kotku, nie masz o co być zazdrosny, mając ciebie, nie patrzę na innych chłopaków.- lekko musnęłaś jego wargi.- Wracamy do domu...?? Stęskniłam się za tobą...
Lo: A ja za tobą- posłał ci niegrzeczny uśmiech. Wstaliście i ruszyliście w stronę domu.
Następnego dnia
Lo: Kotku, musimy jechać, bo się spóźnimy...Chyba, że się źle czujesz i nie jedziemy.
Zbiegłaś na dół, trzymając w ręce buty.
Ty: Zaraz będę gotowa...- zapinając buty poczułaś wzrok Louisa na sobie.- Co się tak patrzysz?
Lo: Dla kogo się tak wystroiłaś...? Może dla Martina...?
Byłaś ubrana...normalnie dżinsy, top na to szary sweter bez guzików i kilka ozdób
Ty: Kotku, proszę cię, nie zaczynaj. Ubrałam się normalnie i na pewno nie dla Martina! Więc skończ z tą chorobliwą zazdrością, bo zaczyna mnie już wkurzać.
Lo: Przepraszam- podszedł do ciebie i objął się w pasie.-Po prostu muszę być czujny. Jeżeli ktoś będzie mi chciał ciebie odebrać, muszę być gotowy.
Ty: Głuptasie- złożyłaś na jego ustach pocałunek.- Nigdzie się nie wybieram.
Lo: No dobra, choćby bo się naprawdę spóźnimy
Przed domem Martina
Ty: Tylko proszę nie bądź dla niego nie miły- po czym zapukałaś do drzwi.
Lo: Oczywiście, będę milutki jak jeszcze nigdy dla nikogo.
Ty: Bądź sobą.-chłopak pokiwał głową i w tym samym czasie drzwi się otworzyły.
M: Hej, cieszę się że przyszliście, zapraszam do środka.
Ty: Dzięki.
Dom był pełen ludzi.
M: Poznajesz parę osób?
Ty: Tak, Sara- wskazałaś palcem na wysoką blondynkę.- Stiven, Mary i Elizabeth. Jej nie widziałam się z nimi od czasu studiów.
M: Rozgłoście się, a ja pójdę sprawdzić co u innych.
Ty: Jasne.
Poszliście się przywitać z starymi znajomymi
Po kilku godzinach
Ty: Lou, pójdę po coś do picia, przynieść ci coś?
Lo: Wodę.
Ty: Jasne.- odeszłaś od chłopaka, przeszłaś do pokoju obok gdzie stał stół z napojami.
M: I jak się bawisz- usłyszałaś głos za sobą.
Ty: Super impreza, dzięki za zaproszenie.
M: To ja się cieszę, że przyszłaś... Nie miałem z tobą kontaktu od tamtego czasu...
Ty: Musiałam to wszystko przemyśleć...
M: Louis wie o...
Ty: Nie!
Lo: Powinien wiedzieć.
Ty: I się dowie, ale na pewno nie teraz i nie od ciebie!
M: Dobrze, nie powiem mu ale pamiętaj, to i tak wcześniej czy później do niego dotrze...
Proszę o komentarze, prose prose prose... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz