Znajdziecie tu imaginy o One Direction

czwartek, 30 sierpnia 2012

32. Thirty-two

Ok, udało się, jest część druga imaginu z Louisem. Piszcie jak wam się podoba, jest on pisany, w narracji pierwszoosobowej, Podoba wam się taka forma? Piszcie, czy chcecie, żeby pojawiało się więcej takich imaginów. I jak zawsze zachęcam do komentowania, nie tylko tego imaginu, ale i również starszych :)
41.Louis cz. II

Rodzina, choć wyrządziłam im wiele zła, pomogła mi odbudować stare, dobre życie. Pospłacali moje długi, pomogli finansowo oraz psychicznie. 
Po kilku tygodniach, postanowiłam znaleźć pracę. W gazecie znalazłam ogłoszenie. Idąc na rozmowę, w głębi duszy cieszyłam się, stawiałam kolejny krok w dobrą stronę. Przed spotkaniem postanowiłam pójćś jeszcze do kawiarni wziąść kawę na wynos. Wchodząc ktoś na mnie wpadł.
Ja: Fuck-krzyknełam.-Mógłbyś uważać jak chodzisz!
Ch: Przepraszam, nie chciałem-zaczoł mnie przepraszać.
Ja: Nie no, tylko nie to!-krzyknełam zauważając że na mojej białej bluzce jest brązowa plama.
Ch: Przepraszam, naprawdę nie chciałem. Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Ja: Tak, odczep się odemnie!
Ch: Chodziło mi o coś innego... Ja zapłacę, za pozbycie się tej plamy.
Ja: Dzięki, ale dam sobie radę- odwróciłam się na pięcie i wyszłam z lokalu. Zerknełam na zegarek, nie miałam czasu wrócić do domu i się przebrać. Cóż, musiałam iść na spotkanie w poplamionej bluzce.
Ch: Jestem Louis, a ty?-chłopak stanął przed tobą i wyciągnął w twoją stronę rękę. 
Spojrzałaś na chłopaka i powiedziałam:
Ja: Czy ty jesteś głuchy? Nie rozumiesz, jak ktoś mówi, żebyś się odczepił!
Lo: Chciałem być miły
Ja: O jeżeli nadal chcesz nim być, to daj mi w końcu święty spokój! 
Zostawiłam go na ulicy i szybkim krokiem skierowałam się do wejścia metra. O 10 byłam już na miejscu, usiadłam w małym pokoiku, w którym pachniało... kwieciście. To było dziwne, bo w pomieszczeniu nie znajdował się żaden kwiat. Próbowałam rozwikłać jakie kwiaty tak pachną, lecz szybko przerwał mi niezbyt wysoki mężczyzna.
P: Dzień dobry Paul 
Ja: Witam [T.I][T.N]
P: Pani w sprawie pracy jako asystentka naszej stylistki.
Ja: Tak, myślę, że dam sobie radę z tym wyzwaniem. Rok temu dostałam propozycję pracy dla jednej gwiazdy.
P: To czemu jej pani nie przyjeła?
Ja: Miała problemy rodzinne. Dlatego teraz tak zależy mi na tej pracy, chcę wrócić do normalnego życia.
P: Ma pani tą pracę jak w banku. Biedna Louise  nie daje sobie rady z piątką wokalistów
Ja: Naprawdę?! Jej dziękuję-żuciłam się mu na szyję.
I tak w skrócie wyglądała moja rozmowa z Paulem. Później poznałam Louise, okazała się wspaniałą i ciepłą osobą. Polubiłyśmy się odrazu. No i wkońcu przyszedł czas na poznanie tej piątki niesfornych, przed którymi ostrzegali mnie Lou i Paul.
L: No dobra [T.I], poznaj to są chłopcy z One Direction-chłopcy odwrócili się w naszą stronę- To jest Harry, Niall, Zayn, Liam i...
Ja: Louis tak?
L: To wy się znacie?
Ja: To on jest sprawcą tej ślicznej plamki na mojej bluzce.
Lo: Przecież cię przeprosiłem! Nie czepiaj się, chciałem być miły, a ty zachowałaś się chamsko!
Ja: Chamsko?! O przepraszm bardzo, ale przyczepiłeś się do mnie jak rzep psiego ogona. Ja ci kazałam się odczepić, a ty po chwili pojawiałeś się znowu obok i chciałeś...hyy pogadać?! Nie widziałeś, że nie mam ochoty na to...??
Lo: Och nie martw się, nie popełnię więcej tego błędu ty zadufana w sobie, oschła dziewczyno!- w tamtym momencie przegiął, poprostu się we mnie zagotowało ze złości
Ja: Słucham?! I kto to powiedział... wkórzający, natrętny palant
Reszta zespołu oraz Louise przysłuchiwała się naszej kłótni z wielki szokiem oraz zaciekawieniem, byli ciekawi jak to dalej się skończy. W końcu dziewczyna postanowiła ją przerwać
L: No dobra, widzę że poznałaś już chłopców...
Ja: Tak, sorki chłopcy za taki początek.
H: Nie no nic się nie stało.
Z: Nieźle się zaczyna, coś czuję, że nasza współpraca będzie bardzo udana.
Porozmawiałam chwilę z chłopcami (oczywiście bez Louisa) i wróciłam do domu.
Następnego dnia miał odbyć się koncert, z samego rana przyjechałam na sale i poszłam za kulisy. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi. Wsród tłumu, spostrzegłam znaną mi twarz, to była Louise obgadałyśmy parę kwesti i ruszyłyśmy do garderoby, chłopcy już tam byli. Lou zajeła się Harrym a ja Niallem.
L: [T.I] skończyłaś już?
Ja: Tak, co teraz?
L: Możesz dobrać spodnie do tej bluzki Louisa- Z niechęcią pokiwałam głową i sięgnełam po bluzkę. Przeszłam do pokoju obok, gdzie siedział Lou czekający na swój strój. Gdy zobaczył mnie z granatową bluzką krzyknoł:
Lo: Gdzie jest bluzka w paski? 
Ja: Nie wiem Louise kazała mi dobrać do tej bluzki resztę.
Lo: Ale ja jej nie założę! Ja chcę bluzkę w paski!
Ja: Czy choć raz możesz zrobić coś, o co proszą cię inni? Choć raz!-chłopak ucichł, a ja wróciłam do szukania spodni.
Lo: Przepraszam-dobiegł za moich pleców cichy szepy.
Ja: Co?-zapytałam, nie wierząc w to co właśnie usłyszałam.
Lo: Przepraszam, za to że nazwałem cię "zadufaną w sobie, oschłą dziewczyną". Nie powiniennem tak mówić.
Ja: Nie ma sprawy, ja też przepraszam za to że nazwałam cię "wkórzającym, natrętnym palantem"
Lo: To co rozejm?
Ja: Rozejm -to był początek naszej przyjaźni. Od tamtego momentu, poznawaliśmy się wszyscy nawzajem. Lecz z Louisem (choć może trudno w to uwierzyć) najlepiej się dogadywałam. Sprawił, że pierwszy raz od śmierci Chrisa uśmiechnęłam się. Kiedy nasza przyjaźń zamieniła się w miłość? Sama dokładnie nie wiem, a może nasza przyjaźń nie była normalną przyjaźnią? Niewiem. Lecz wiem jedno, zakochałam się w Louisie. Jest osobą, przy której nie muszę udawać kogoś innego. Oczywiście powiedziałam mu o mojej przeszłości, Chrisie i narkotykach. I choć bałam się, że to zniszczy nasz związek, to to jeszcze bardziej go wzmocniła. Nigy nie zapomnę o Chrisie, wiem, że on jest tu zemną, czówa nademną. Ten plastikowy pierścionek zawsze będzie mi o nim przypominał. Noszę go na jednym palcu, z pierścionkiem od Louisa... Tak, oświadczył mi się. Już niedługo będziemy małżeństwem. W końcu zły los odszedł a nadchodzi ten dobry, w końcu...

31. Thirty-one

41.Zayn cz. I

Jak codziennie o tej porze, odprowadzałaś swoją córkę do przedszkola.
Ty: No dobra, teraz ja. Jest małe, zielone, skacze i robi kum-kum?
A: Żaba!-krzykneła zadowolona dziewczynka.-Teraz ja. Jest duże, ładne i ma takie włoski jak ja-mała wskazała swoje kręcone włosy.
Ty: Czyżby to był wujek Harry?
A: Tak!
Ja: Och ty mały cwaniaku-wziełaś ja na rączki i mocno pocałowałaś- Jak będziesz dziś grzeczna w przedszkolu, to pójdziemy później na lody, co ty na to?
A: Dobra, a mamoo...
Ty: Co kochanie?
A: A tata pójdzie z nami na lody?
Ty: Kochanie, przecież wiesz, że tata jest zajęty. Spotkasz się z nim już za kilka dni i spędzisz z nim cały weekend.- pocieszyłaś Anabell
A: Mamo... A czemu tata nie mieszka z nami?- przystałąś na chwilę i spojrzałaś na córeczkę.
Ty: Anabell już ci to kiedyś mówiłam, mamusia i tatuś postanowili że zamieszkają w innych domkach. Tęsknisz za tatusiem?-dziewczynka pokiwała głową.- Zadzwonię to taty i zapytam się, czy nie pójdzie z nami na lody, ok?
A: Ok.-dziewczynka odrazu się rozchmurzyła. 
Gdy doszliście do przedszkola, pożegnałaś się z córką i poszłaś do pracy. Szczęście córki jest dla ciebie najwarzniejsze, a wiedziałaś, że tęskni za tatą. Sięgnełaś po telefon i wybrałaś odpowiedni numer. Usłyszałaś dobrze znany ci głos.
Ty: Hej, Zayn.
Z: [T.I], coś się stało? Coś z Anabell?
Ty: Nie, wszystko dobrze. Słuchaj, jesteś dziś wolny?
Z: Dla was zawsze a o co chodzi?
Ty: Anabell stęskniła się za tobą, zaprasza cię na lody po przedszkolu.
Z: Jasne, spotkamy się przy przedszkolu.
Ty: Dobrze, to do zobaczenia
Rozłaczyłaś się i wziełaś do pracy. O szesnastej wyłączyłaś komputer i ruszyłaś w stronę przedszkola małej. Byłaś na miejscu dwadzieścia minut później. Zayna jeszcze nie było. Weszłaś do środka i wziełaś małą. Gdy zaczeliście się ubierać Anabell zapytała:
A: Mamo, a tata pójdzie z nami na lody.
Z: Oczywiście, że tak- usłyszałaś za sobą głos chłopaka.
A: Tata- dziewczynka rzuciła się w ramiona mulata. Mała była tak do niego podobna, zawsze gdy widziałaś ich razem, dochodziłaś do wniosku, że Anabell powinna wychowywać się w pełnej rodzinie. Lecz nie sama podjełaś decyzję o tym, to Zayn zmósił cię swoim zachowaniem do tego, abyś go zostawiła.
Z: To co idziemy na lody?
A: Tak!-chwyciła cię swoją malutką rączką-Mamo pójdziemy tam gdzie zawsze?
Ty: Oczywiście i pewnie zamówisz lody z polewą i piankami...?
A: Yhy... A ty tato co zamówisz?
Z: A niewiem, a co proponujesz?-szliście we trójkę trzymając się za ręcę, rozmawiając i śmiejąc się. Gdy doszliście, mała oczywiście zamówiła "swój" deser, a wy zamówiliście małe desery. Siedzieliście przy małym, okrągłym stoliczku i rozmawialiście. Anabell tryskała radością, cały czas się uśmiechała, gdy zjedliście, Zayn zaproponował, że odwiezie was do domu. Zgodziłaś się, mała padała z nóg. Wyszliście z lodziarni, i wsiedliście do czarnego Land Rovera.
Ty: A gdzie podziała się twoja sportowa bryczka?-zapytałaś zapinając pasy.
Z: Anabell się nie podobała, uznała że ten jest wygodniejszy.- zaśmiałaś się
PO kilku minutach, byliście już pod waszym mieszkaniem.
A: Tato, a przyjdziesz do nas i poczytasz mi bajeczkę?- zapytała ziewając
Z: Nie wiem, co na t mama, jest już troszkę późno.
A: Mamo
Ty: Oczywiście, może tata przeczyta ci tą nową książeczkę, którą wczoraj kupiliśmy?
A: Tak, chodź tato- złapała chłopaka za rękę, a on ją podniusł.
Gdy znaleźliście się już w mieszkaniu, Zayn poszedł z Anabell do pokoju małej poczytać, a ty poszłaś do kuchni zrobić coś do jedzenia. Po niecałych 30 minutach chłopak wyszeł z pokoju i pocichutku zamknoł drzwi.
Ty: Śpi?
Z: Jak suseł
Ty: Zjesz coś? Mam kurczaka na słodko
Z: Twojego kurczaka nigdy nie odmawiam-zaśmiał się, a ty postawiłaś przed nim talerz z jedzeniem.- Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać...
Ty: O co chodzi?-zaytałaś siadając naprzeciw niego z kubkiem gorącej herbaty.
Z: Wiesz, tak sobie pomyślałem, że dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały, bo spędziliśmy go we trójkę.
Ty: Anabell była szczęśliwa, uśmiech nie znikał z jej twarzyczki.
Z: No właśnie, dlatego tak sobie pomyślałem, że może wyjechali byśmy gdzieś we trójkę, naprzykład do Paryża na tydzień albo dwa... co ty na to?
Ty: Anabell napewno by się ucieszyła, zobaczyła by prawdziwą myszkę miki w disneyword, ale sama nie wiem...
Z: Nie musisz podejmować decyzji teraz, prześpij się z tym, i daj mi znać rano
Ty: Dobrze zadzwonię.-gdy chłopak zjadł do końca, pożegnał się z tobą i wyszedł, a ty położyłaś się i usnęłaś.

Chcę wam podziękować, licznik wybił już 6000 i mamy kilku nowych obserwatorów. Kocham was :*

30.Thirty

Przepraszam, ale nie mam dostępu do internetu, dlatego zaraz wstawię pierwszą część imaginu z Zaynem. A jeśli uda się to jeszcze dziś wieczorem pojawi się II cz. imaginu z Louisem :D
40.Louis cz. I
Nałóg, to jedna z najgorszych rzeczy jaka spotkała mnie w życiu. Ten, kto nigdy tego nie próbował i nie był uzależniony, nie wie, jak to jest. Choć wiesz, że to złe, nie umiesz bez tego żyć. Toczysz sama ze sobą codzienną walkę, którą nie zawsze wygrywasz. Ja przegrywałam wiele bitw, ale wygrałam tą jedną i najważniejszą wojnę. Teraz, z upływem czasu, widzę, byłam słaba. Miłość! Tak to ona mnie w to wciągnęła, ale i też pomogła z tym skończyć. Chcesz posłuchać jak to było?
Zakochałam się, miał na imię Chris. Wydawał mi się ideałem, dobrze zbudowany, przystojny, z dobrymi manierami. Byliśmy razem dwa lata, kochaliśmy się tak jak nikt jeszcze nigdy. Nie mogliśmy wytrzymać bez siebie nawet jednego dnia. Gdy poleciałam do polski na kilka dni, dzwonił codziennie po kilka, kilkanaście razy. Gdy wyjechaliśmy na wspólne wakacje do polski, wybraliśmy się nad morze. Wieczorem wybraliśmy się na spacer, on w pewnej chwili odszedł i zniknął na chwilę. Wrócił z małym plastikowym pierścionkiem.
C: Powiedzmy że to jest taki przed zaręczynowy pierścionek- powiedział i po czym włożył go mi na palec.
Nosze go do dziś, gdy na niego patrzę, przypomina mi wszystkie chwilę spędzone z nim, ten wyjazd, i całe te dwa lata.
Ciekawa jesteś, czemu go tu nie ma? Czemu mnie zostawił? Zmarł...zmarł, przeze mnie...
Zadzwoniłam do niego, gdy wracał do domu. Nasza rozmowa była krótka, poprosiłam go tylko aby wstąpił do sklepu po coś do jedzenia na kolacje. Gdy nie wracał długo, zadzwoniłam do niego. Odebrał jakiś obcy facet, policjant, powiedział że Chris został ciężko postrzelony i jedzie do szpitala. Po tych słowach mój świat cały się zawalił, myśl o tym, że mogła bym go stracić, sprawiała, że moje serce rozsypywało się na miliony małych kawałeczków. Szybko ruszyłam do szpitala. Gdy już do niego dotarłam, Chris był operowany. Kazali mi siedzieć na korytarzu i czekać, jak w jakimś amerykańskim filmie. Modliłam się, żeby on przeżył, przecież on nie mógł mnie zostawić samej. NIE MÓGŁ! 
L: Pani jest kimś z rodziny Chrisa?
Ja: Jestem jego dziewczyną. Co z nim?
L: Przykro mi- te słowa oznaczały jedno. Wybuchał płaczem, nadal w to nie wierzyłam...Dlaczego? Dlaczego to właśnie on?
Nie dawała sobie rady z tym, minął tydzień od jego śmierci. Tamtego dnia miał być pogrzeb. Może nie powinnam na niego iść, to jeszcze bardziej mnie dobiło. Tłum ludzi płaczących za osobą bliską im sercu, tak samo jak mi. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a ja nadal nie mogłam do siebie dojść. W końcu po 3 miesiącach, znalazłam sposób na to jak wrócić do.... normalnego, to złe słowo, Do świata, bez bólu. Prochy... one pozwalały zapomnieć choć na chwilę o tym co się stało.
Po krótkim czasie byłam już uzależniona na maksa, ćpałam tyle ile tylko dało rade. Rodzina, próbowała mi pomóc, lecz odpychałam ich. A gdy kończyła mi się kasa, szłam do nich i prosiłam na czynsz i jedzenie, a prawda była taka że całość szła na prochy. Teraz z biegiem czasu jest mi głupio, za to jak ich oszukiwałam.  Choć traktowałam ich okropnie, oni nie odwrócili się ode mnie. Próbowali pomóc, w każdy możliwy sposób, poprzez rozmowę, ale to nie pomagało. W końcu postanowili zapisać mnie na odwyk. Wiem że ta decyzja, nie była dla nich łatwa, ale postąpili słusznie. Choć na początku, chciałam im zrobić krzywdę za to co mi zrobili, że mnie tam wysłali, teraz jestem im za to wdzięczna. Znalazłam tam zrozumienie, i sposób na to żeby skończyć z nałogiem. Uświadomili mi, że Chris nie chciał by, by przez niego moje życie wyglądało tak jak wygląda. Pragnąłby żebym była szczęśliwa, żebym żyła dalej. Tak, zrobiłam to dla niego, skończyłam z dawnym życiem. Gdy wyszłam w ośrodka, wiedziałam jedno, że nie wiem co by się działo nie sięgnę po narkotyki...

niedziela, 26 sierpnia 2012

29. Twenty-ninth

Piszcie co sądzicie, nie zawiedźcie, a może jeszcze dziś pojawi się kolejny imagin :D 
39. Niall
Już niedługo, ma spełnić się jedno z twoich największych marzeń. Wszystko będzie takie, jak z twoich dziecinnych marzeń, długa, biała suknia, kwiaty, kościół, druhny ubrane w takie same sukienki i twoja mała siostrzenica, która sypie przed tobą płatki kwiatów. Wszystko jest tak jak powinno, lecz masz obawy. W końcu, w dniu ślubu skończysz dopiero 19 lat.
Stałaś w białej sukni, przed lustrem. To już ostatnie poprawki, przed ślubem.
K: Oj widzę, że ktoś tu schudł z kilogram, trzeba będzie tutaj zwenrzyć-w miejscu, które pokazała, wbiła szpilkę.
T.P: O mój boże, [T.I] cóż za cudo masz na sobie!
Ty: Podoba ci się-zapytałaś odwracając się do niej. Twoja suknia, ma być niespodzianką, nie wiele ludzi wie, jak wygląda.
T.P: Jest piękna! A w połączeniu z tobą wygląda jeszcze piękniej.
Ty: Cieszę się, że ci się podoba. Poczekaj chwilkę, Idę ją zdjąć, i idziemy na kawę.- zeszłaś z podestu i poszłaś do przebieralni przebrać się w zwykłe ciuchy. Gdy to zrobiłaś, poszłyście do pobliskiej kawiarenki. Zamówiłyście duże late i dwa kawałki szarlotki.
Ty: [I.T.P] jesteś moją przyjaciółką, dlatego, oczekuję od ciebie szczerej odpowiedzi.
T.P: Przecież znasz mnie, jestem szczera do bólu. Co się stało?
Ty: Chodzi o ślub, mam wrażenie, że to za szybko...
T.P: Za szybko, przecież znacie się już 3 lata. A poza tym, przecież się kochacie!
Ty: Nie, nie o to mi chodziło. Miałam na myśli mój wiek. Przyznaj, nie wiele osób bierze ślub w tym wieku. Kocham go tak, jak jeszcze nikogo nie kochałam, ale co jeżeli nasze małżeństwo, szybko się skończy? On też jest młody, a młodość ma swoje prawa.
T.P: Ale wy nie jesteście tak jak inni! Zakochaliście się mając ty 16 a on 20 lat . Rzadko kiedy, taka miłość przetrzymuj, a do tego dzieliły was tysiące kilometrów. On nie widzi za tobą świata i jest gotów wyrzec się tych "praw młodości". Tylko pytanie, czy ty też się ich wyrzekniesz?

To było pytanie, które dało ci dużo do myślenia. Przyjaciółka poradziła ci, żebyś porozmawiała z narzeczonym, o swoich obawach. To był dobry pomysł, nie chciałaś z nim czekać, po spotkaniu z [I.T.P] odrazu pojechałaś do domu Nialla. Chłopak otworzył ci drzwi tylko w dole od piżamy.
N: Good morning przyszła pani Horan- chwycił cie w pasie i namiętnie pocałował.
Ty: Chyba good afternoon kotku
N: Szczęśliwi czasu nie liczą. A ja jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Ty: Wariat z ciebie wiesz?
N: Wiem- znów obdarował cię pocałunkiem- Ale chyba za to mnie kochasz?
Ty: To jest jedną z wielu rzeczy którą w tobie kocham.
N: Poprawna odpowiedź.
Ty: Niall kochanie, możemy pogadać?
N: Pewnie, a coś się stało?
Ty: Nie, a właściwie tak. Chcę z tobą poważnie porozmawiać.
N: Dobrze- usiedliście obok siebie na kanapie. Chłopak złapał cię za rękę i mocno ścisnął- O co chodzi?
Ty: Jej, nie mogę uwierzyć, że jesteśmy ze sobą tak długo, że pokonaliśmy tyle przeszkód a za kilkanaście dni będziemy już małżeństwem.
N: To jest coś pięknego, nic nie  zniszczyło naszej miłości.
Ty: Masz rację, ale...
N: Ale...?
Ty: Czy nie jesteśmy za młodzi na ślub? Ja mam dopiero 19 lat, ty chyba w tym wieku nawet nie myślałeś o nim. O założeniu rodziny, ognisku rodzinnym?
N: Nie, nie myślałem, ale tylko dlatego, że ciebie nie znałem. Od momentu jak pierwszy raz cię zobaczyłem, zapragnąłem, być z tobą i tylko z tobą. Chciałem żebyś była moją żoną i matką naszych dzieci. Od trzech lat tylko tego chciałem- zapadła chwila ciszy.- Nie chcesz tego ślubu?- widziałaś w jego oczach smutek i strach.
Ty: Ja po prostu się boję że nie damy rady, że zranimy siebie nawzajem. Jesteśmy młodzi, a sam wiesz co robiłeś w moi wieku, nie wiem czy ja dam radę wyrzec się tych wszystkich pokus. Picia do upadłego, podrywania innych, próbowania czegoś zwariowanego i niebezpiecznego.
N: Ale małżeństwo tego nie wyklucza. Pamiętasz jak miałaś 17 lat i poszliśmy na urodziny Harrego? Choć byliśmy razem, spiłaś się do tego stanu, że wskoczyłaś na stół i zaczęłaś tańczyć.- zaśmiałaś się.- Albo jak na biwaku zatrzasnąłem wszystkie rzeczy w samochodzie, włącznie z kluczykami, i wracaliśmy do domu autostopem
Ty: Nigdy tego nie zapomnę, myślałam, że cię zamorduję!
N: Ślub nie zabrania nam dalej robić takich rzeczy, chodzenia do klubów, picia do upadłego, robienia głupich rzeczy. A wierz mi będziemy robić znacznie więcej, bawiąc się przy tym wyśmienicie.
Ty: Naprawdę.
N: Oczywiście, będziemy najbardziej zwariowanym małżeństwem jakie kiedy kolwiek istniało- obydwoje zaczęliście się śmiać, po czym wasze usta połączył namiętny pocałunek.
Kilkanaście dni później
T.T: Gotowa?- zapytał podając ci rękę
Ty: Tak, tato, proszę tylko mnie nie puszczaj
T.T: Never
Gdy organy, zaczęły grać odpowiedzią pieśń, twoje druhny, jedna po drugiej zaczęły iść do ołtarza. Teraz była wasza kolej.
T.T: Teraz ty kochanie- szepnął do wnuczki. Dziewczynka pokiwała głową i ruszyła. Po kilku jej krokach, ruszyłaś oparta o ramię ojca. Serce waliło ci, tak głośno i nie regularnie, że myślałaś, że zaraz zemdlejesz. Słyszałaś ciche dźwięki zachwytu, jakie wychodziły z ust twojej i Nialla rodziny. Właśnie Niall! Przez tres, nie mogłaś się skupić. Spojrzałaś przed siebie. Jest, stał po prawej stronie w czarnym, perfekcyjnie dobranym garniturze. Lekko uśmiechał się w twoją stronę. Teraz twoje serce chciało być tylko przy nim, czułaś jak rwie się w stronę chłopaka. Odległość która was dzieliła, wydawała ci się potwornie długa. Twój tata widząc że jak najszybciej chcesz się znaleźć obok ukochanego, przyśpieszył kroku. Po chwili byłaś już pod ołtarzem. Twój tata, puścił twoją dłoń i oddał ją Niallowi.
N: Wyglądasz nieziemsko- szepnął ci do ucha. Przez tak wielką ilość uczuć, które się w tobie kłębiły, nie dałaś rady z siebie nic wydusić. Po prostu się uśmiechnęłaś.
Ksiądz zaczął ceremonie. Gdy w końcu przyszedł czas na przysięgę, nie wytrzymałaś i pod koniec z twoich oczu poleciały łzy szczęścia.
K: A teraz pan młody może pocałować panią młodą- na te słowa, Niall podniósł twój welon i powoli zbliżając się do ciebie pocałował tak, jak jeszcze nigdy. Za pleców słyszałaś jak ktoś nie wytrzymał i zaczął płakać. Zapewne to twoja mama, która się wzruszyła.
Gdy wyszliście z kościoła, wszyscy wam gratulowali i życzyli szczęścia. Od tamtego momentu z twojej twarzy uśmiech nie znikał. 
Wesele było w małym pałacyku, na obrzeżach Londynu, gdzie wszyscy bawili się wspaniale.
A co do twoich obaw, znikły jak bańka mydlana. Masz najwspanialszego męża na świecie, i tylko to się liczy.

Z kim następny imagin z Zaynem, Louisem czy Liamem?

sobota, 25 sierpnia 2012

28.Twenty-eight

Dziś tylko króciutki z Zaynem, mam pomysł na dłuuugaśny imagin z mulatem. Ale najpierw z Liamem i Niallem :D

Zayn
Z: Myślisz, że się jej spodoba?- zapytał zestresowany.
Li: Na pewno, ostatnio słyszałem, jak rozmawiała z koleżanką i powiedziała, że chciałaby żeby jej zaręczyny były romantyczne, pełne kwiatów i świec. Więc spełniliśmy wszystkie wymogi.
Z: Racja. Ojej zaraz przyjdzie, dzięki Liam, za pomoc ale teraz uciekaj, nie chcę, żeby [T.I] cię tu spotkała.
Li: Jasne, tylko pamiętaj, nie denerwuj się, wszystko pójdzie dobrze- powiedział i wyszedł z domu chłopaka.
Byłaś umówiona z Zaynem, o 17, w jego domu. Byłaś punktualnie. Podeszłaś do drzwi i zapukałaś. Nikt ci nie otwierał, nacisnęłaś na klamkę, drzwi były otwarte. Niepewnym krokiem weszłaś do domu. To nie w stylu Zayna, nie zamykać drzwi.
Ty: Zayn... jesteś tu??- krzyknęłaś idąc w stronę salonu- O mamusiu...- wymknęło ci się wchodząc do salonu. Wszędzie były kwiaty, podłoga była usnuta płatkami czerwonej róży, wszędzie stały świece. Z zaskoczenia usiadłaś na kanapie.
Z: Hej piękna- odezwał się głos.
Ty: Co...Co...co to jest??- zapytałaś nadal oszołomiona.
Z: Niespodzianka...-klęknął przed tobą i zaczął.- Może kilka osób uzna, że to szaleństwo, dwójka, tak młodych ludzi jak my, kochają się nad życie. [T.I] znamy się od 2 lat, i dzięki tobie te 2 lata, należą do moich najlepszych lat. Każdy dzień, zaczynałem sprawdzeniem, czy jesteś ze mną, czy nie odeszłaś. Może, czasami zachowywałem się jak wariat, ale to miłość tak na mnie działa.- wyjoł z kieszeni małe czerwone pudełeczk .- [T.I][T.N] czy zechcesz, zostać moją żoną, urodzić mi gromadkę dzieci i nie zostawiać mnie aż do śmierci...?
Z twoich oczu poleciały łzy szczęścia.
Ty: Nie
Z: Jak to nie?- zapytał zszokowany
Ty: Żartowałam. Oczywiście że chcę- chłopak założył ci pierścionek na palec. A ty mocno się w niego wtuliłaś.- Ale będziemy musieli poważnie porozmawiać o tej gromadce dzieci...

Widzieliście naszych ciasteczkowych potworów :) Jeśli nie, macie tutaj link :)

piątek, 24 sierpnia 2012

27. Twenty-seventh

Blog wraca, do aktywnych :) Lecz nie wiem czy na długo... Są dwie sprawy, które podepchnęły, taką myśl o skończeniu prowadzenia bloga.
1. Szkoła- jestem w ostatniej klasie, i wiem, że jeżeli chcę dostać się do wymarzonego liceum muszę wziąć się do roboty i zacząć w końcu zakuwać. Nie wiem, czy znajdę czas, na pisanie imaginów.
2. Ostatnio weszłam na bloga, który trwa krócej od mojego, a bije mnie we wszystkim, w wyświetlaniu bloga, obserwatorach i w komentarzach (ma ich od 10-20). Nie wiem czy jest sens, tracić czas na pisanie jeżeli nikt nie wchodzi i nie komentuje. 
Możecie pomyśleć, że się użalam, nad sobą, ale to nie jest tak. Robię to dla was, ale jeżeli wam nie podchodzi to co robię, to z tym skończę.
No dobra koniec gadania, imagin z Harrym 
37. Harry
Zapowiadał się kolejny nudny wieczór spędzony przed telewizorem, z lampką wina. Gotowa, usiadłaś na kanapie i włączyłaś telewizor. Przeskakiwanie po kanałach, przerwał ci telefon.

Ty: Halo- odezwał się w słuchawce głos dobrze ci znany.
H: Hej [T.I], co tam porabiasz?
Ty: Harry! Ja a nic spędzam wieczór z butelką wina przed telewizorem
H: Super, w takim razie będę u ciebię za 15 min. Zabieram cię na kolację
Ty: Nieźle brzmi... A gdzie dokładnie?
H: A to już niespodzianka...Szykuj się zaraz u ciebie będę
Rozłączyłaś się i pobiegłaś na górę ubrać się w coś bardziej odpowiedniego od szarego dresu. Po kilkunastu minutach w drzwiach stanoł loczek. Wyglądał jak zawszę wspaniale. Ciemne dżinsy, biała koszula i trampki
H: Hej mała-żucił po czym złożył na twoich ustach pocałunek. Właściwie to nie byliście razem...byliście dla siebie przyjaciółmi z plusem.
Ty: Heej-rozmażyłaś się na chwilę. Nie podobał ci się już ten układ, chciałaś czegoś więcej... jego.- To gdzie idziemy?-zapytałaś zamykając dom.
H: Mówiłem, że to niespodzianka...
Wsiedliście do auta chłopaka. Zachowywał się troszeczkę dziwnie, a może tylko ci się zdawało...
KILKA MINUT PóŹNIEJ
Ty: Twój dom...?!- powiedziałaś zdziwiona.
H: Jeśli ci nie odpowiada to możemy pojechać gdzieś indziej...
Ty: Nie tu jest dobrze-złapałaś chłopaka za ręcę.- Poprostu się troszeczkę zdziwiłam, nie często jem u ciebie kolacje.
H: No to trzeba to nadrobić.-Pociągnoł cię w stronę domu
Usiadłaś na fotelu, i z ciekawością przyglądałaś się loczkowi, który krzątał się w kuchni.
Ty: Pomóc ci...- zapytałaś, czując zapach przypalenia dochodzący z kuchni.
H: Poddaję się, jestem najgorszym kucharzem w histori świata.- zaśmiałaś się, a loczek sięgnoł po telefon.- Chinszczyzna czy pizza?
Ty: Chinszczyzna- chłopak wybrał numer i zamówil dużą ilość jedzenia, po czym otworzył wino, nalał lampkę dla waszej dwójki, i usiadł obok ciebie.
H: Dawno już nie siedzieliśmy tak jak teraz... we dwoje... sami...
Ty: To prawda, żadko się spotykamy w tak szczupłym towarzystwie. Może to przez to, że każde z nas ma swoje, zabiegane życie...?
H: Ale bez względu na to jak będę zapracowany i tak zawsze znajdę czas dla mojej przyjaciółki... zawsze...-przysunoł się do ciebie i powoli bliżał usta do twoich...dzieliły je już tylko kilka centymetrow...
<Nie nie mogę tego dalej ciągnąć...- mówił ci rozum> Odsunełaś się od chłopaka. Zdziwiło go to, nie takiego zakończenia się spodziewał. Z tej mało konfortowej sytuacji wybawił cię dzwoek do drzwi.
Ty: To pewnie nasze jedzenie- uśmiechnełaś się do loczka.
H: Tak, pewnie tak...- wstał z kanapy i podszedł do drzwi. Wrócił po kilku minutach z dwoma reklamówkami z chińskim znaczkiem.- Głodna?
Ty: Nawet nie wiesz jak bardzo- podeszłaś do niego i wziełaś kartonik. Znowu usiedlioście na kanapie. Zajadając i oglądająć film komentowaliście każdego bohatera po kolei. Było, tak jak kiedyś...normalnie. Ale czy właśnie tego chciałaś...? Czy chciałaś, żeby Harry był tylko przyjacielem...? Chyba nie, brakowało by ci go i  jego pocałunków.
Film skończył się po północy. Wstałaś i zaczełaś się ubierać.
H: Co ty robisz...??
Ty: A nie widać, ubieram się.
H: Żartujesz? Nie pozwolę ci szlajać się tak późno sama po londynie...!
Ty: No to mnie odwieź...
H: Nie mogę, piłem,a nie można prowadzić po pijaku.  
Ty: No to co proponujesz?- zapytałaś zrezygowana.
H: Zostań u mnie. Mam duży dom, dużo łóżek... choć muszę ci powiedzieć, że moje jest najwygodniejsze...- posłał ci zadziorny uśmieszek.
Ty: Niewątpie, ale ja jednak skuszę się na łóżko w pokoju gościnnym.
H: Jak chcesz, ale ominie cię wspaniała noc z... moim łóżkiem.-I właśnie za to go kochałaś... za jego sposób bycia.
Poszłaś się wykompać, a loczek poszedł odnaleźć w szafie, coś, co nadawało by się jako piżama dla ciebie. Owinięta ręcznikiem, weszłaś do pokoju. Na wielkim dwuosobowym łóżku leżała niebieska koszula i... Harry. Słysząć twoją obecność w pokoju loczek podniusł głowę. Powoli i precyzyjnie zmierzył cię wzrokiem, od dołu do góry.
Ty: Chyba nie znasz takiego zwrotu, jak "dyskretne spojrzenie"- żuciłaś oschło, po czy sięgnełaś po koszulę. Jednym zwinnym ruchem, znalazła sie na twoim ciele, zamiast ręcznika.
H: Coś się stało? 
Ty: Nie, o co?
H: Poprostu zachowujesz się dziwnie, tak... oschle w stosunku do mnie.
Ty: Zdaje ci się
H: Wątpie-powoli zaczoł się do ciebie zbliżać. Nie chciałaś żeby to doszło tak daleko jak ostatnio, dlatego jednym  zwinnym ruchem zrobiłaś unik i powiedziałaś
Ty: Już późno, pogadamy jutro, dobrze.
H: Dobrze, dobranoc kolorowych snów- i wyszedł z pokoju. Z poczuciem winy, położyłaś sie do łóżka i usnełaś.
Rano próbował obudzić cię głos dochodzący z strony drzwi, lecz twoje zmęczenie było silniejsze. Przewróciłaś się na drugi bok i wsunełaś głowę w kołdrę. Lecz osoba była  potwornie natrętna. Wskoczyła na łóżko i próbowała cię łaskotać.
Ty: Harry idioto, zostaw mnie w spokoju!- krzyknełaś, jeszcze bardziej zakopując się w pierzynie.
N: Harry...? Jaki Harry- do twoich uszu, dopiegł dobrze ci znany głos. Wykopawszy się w pościeli ujżałaś  Nialla siedziącego obok ciebie.
Ty: Niall?!? Co ty tu robisz?- zapytałaś przytulając blondyna.
N: Przyjechałem ci, a właściwie wam pomóc.
Ty:Pomóc? Ale ja nie potrzebuje pomocy.
N: Doprawdy.. w takim razie powiedz mi co jest midzy tobą a Harrym?
Ty: Nic- odruchowo zkłamałaś.
N: Nie jestem ślepy, ani głuchy! Łączy was coś więcej niż przyjaźń. Lecz z rozmowy z Harrym wywnioskowałem, że odpychasz jego uczucie, lecz to bez sensu, bo widzę, jak na niego patrzysz. Wyjaśnij mi to bo się pogubiłem...
Cicho westchnełaś, usiadłaś po turecku i spojrzałaś na przyjaciela.
Ty: Co ci powiedział Harry? Powiedział kim dla niego jestem?
N: Zależy mu na tobie. Nie powiedział tego wprost, ale to widać. Znasz Harrego, on nie umie rozmawiać o uczuciach otwarcie. Ale powiedział, że nie może cię stracić i że zrobi wszystko, żebyś poczuła do niego to co on czuje.
Zamyśliłaś się na chwilę.
N: Jest na dole w kuchni robi śniadanie. Pogadaj z nim.- chłopak przytulił cię i wyszedł z pokoju. Wstałaś i poszłaś do łazienki. Znalazłaś tam ciemne dżinsy i białą koszulkę w serek, a na bluzce karteczkę:
Spodnie znalazłem w szafie (prawdopodobne, że są twoje...) 
Bluzka jest moja, jak nie będzie pasować to wiesz gdzie jest moja szafa.
Poszłaś się wykompać. Ubierając cię znów poczułaś zapach loczka, zakręciło ci się aż w głowie. Gdy doszłaś do siebie, zeszłaś na dół. Zauwarzyłaś Harrego siedzącego w ogrodzie, przy stole.
Ty: Dzień dobry- powiedziałaś i usiadłaś na przeciw niego.
H: O dzień dobry, jak się spało?
Ty: Dobrze, do puki, Niall nie przyszedł- chłopak, uśmiechnoł się pod nosem.- A tak właściwie, gdzie on jest?
H: Musiał coś załatwić. Zdziwiłem się troszeczkę, że nie zostanie na śniadaniu, narobiłem naleśników jak dla wojska.
Ty: Czy to te słynne naleśniki a'la Styles?- zapytałaś biorąc jeden.
H: To jest jedyna potrawa, którą umiem przyrządzać. Smakuje ci?- ugryzłaś kawałek, był naprawdę dobry.
Ty: Pycha, Harry...?
H: Nom
Ty: Mogę się ciebie o coś zapytać?- chłopak odłożył sztućce i wyprostował się na krześle.
H: Pytaj.
Ty: Kim dla ciebie jestem...? Przyjaciółką, czy kimś więcej...?- po chwili ciszy odpowiedział.
H: Nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Chciałbym, żebyś była dla mnie kimś więcej, ale widzę, jak się zachowujesz. Jeżeli ty nie czujesz do mnie tego samego co ja, to ja to zrozumiem. Przyjaciel też mi pasuje.
Ty: Głupek z ciebie wiesz? Zachowywałam się tak, bo miałam, już dość tego głupiego tego głupiego układu między nami. Chicałam czegoś więcej... więcej ciebie! Więcej twoich pocałunków , więcej twojego dotyku.
H: Od dziś będziesz miała go pod dastatkiem.- Podnoscie się z krzeseł i łączycie w pocałunku, lecz już nie przyjacielskim :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Pożegnanie...

Żegnam się z wami (znowu) na dwa tygodnie :(  Są wakacje, a co za tym idzie, również wyjazdy. Trzeba naładować akumulatory przed powrotem do szkoły. Jednak mam nadzieję, że tak jak ostatnio nie zapomnicie o moim blogu, w końcu za 14 dni, wróci do aktywnych... :D
Wpadłam na pewien pomysł... Zanim założyłam bloga, miałam pełną głowę pomysłów na imaginy. Jeżeli wy też tak macie, i chcieli byście się nimi podzielić wysyłajcie je na tego emalia ----> one-direction-band@wp.pl pod każdym podpiszcie się imieniem lub nickiem. Oczywiście jeżeli macie do mnie jakieś pytania, również możecie je wysyłać pod wskazany e-mail. Mam nadzieję, że po powrocie, znajdę tak jakieś ciekawe imaginy :) Kocham was i do zobaczenia :*
Ps. Widzieliście licznik przekroczył 4000 odsłonięć... Jaram się jak pochodnia ^_^

wtorek, 7 sierpnia 2012

26.Twenty-sixth

Część II i ostatnia. Piszcie czy wam się podoba, każdy komentarz motywuje mnie do pisania.
36.Louis cz. II
Po rozmowie, z Martinem, miałaś ochotę, jak najszybciej wyjść z jego domu. Louis był troszeczkę zdziwiony,twoim zachowaniem. Powiedziałaś mu, że źle się poczułaś, i chcesz się położyć.
Rano, obudziłaś się w pustym łóżku. Założyłaś szlafrok i zeszłaś na dół. Skierowałaś się do kuchni, z której, dochodził zapach smażonych naleśników. Wchodząc, zauważyłaś swojego chłopaka, stojącego przy kuchence. Cicho podeszłaś do niego i mocno przytuliłaś go od tyłu.
Ty: Dzień Dobry
Lo: Hej gołąbku, jak się czujesz?
Ty: Lepiej
Lo: To dobrze, siadaj zaraz podam ci naleśniki.
Usiadłaś przy stole i spoglądając na chłopaka, uświadomiłaś sobie, że Martin, miał rację. Kochasz Louisa, i powinien wiedzieć o wszystkim.
Lo: Proszę-postawił przed tobą talerz z naleśnikami, po czym usiadł na przeciwko ciebie.- Dzwonili chłopcy,  zaprosili nas dziś do siebie. 
Ty: Super, o której?
Lo: O 15.
Ty: O super.- jedliście śniadanie rozmawiając, tak jak zawsze. Zastanowiłaś się, czy jak Lou dowie się prawdy, nadal będzie, taki sam.
Ty: Kotku, idę się wykąpać- rzuciłaś do chłopaka który siedział w salonie.
Lo: Dobrze.
To było to, czego ci było potrzeba...zimny prysznic. Owinięta ręcznikiem, wyszłaś z łazienki i zeszłaś na dół. 
Ty: Lou...- rozejrzałaś się, nigdzie go nie było.- Kotku...
Wchodząc do salonu, zauważyłaś swój telefon, leżący na ziemi. Podniosłaś go, i nie mogłaś uwierzyć, w to co przeczytałaś:
Od: Martin
Szybko się wczoraj zmyliście... Nie zdążyliśmy porozmawiać o tym co było... Spotkajmy się może jutro o 12 tam gdzie zawsze. Nie mów na razie Louisowi o nas i... wiesz o czym... Poczekaj z tym do czasu naszego spotkania. Proszę.
Martin
Ty: Proszę, nie...- modliłaś się, żeby Louis tego nie przeczytał. Pobiegłaś szybko się ubrać, chwyciłaś kluczyki od auta i ruszyłaś w stronę domu chłopaków. Z piskiem opon, zatrzymałaś się na podjeździe. Chwilę później, stałaś już przed drzwiami. Dzwoniłaś, pukałaś, wkońcu drzwi otworzył ci Harry.
H: [T.I] co się stało?
Ty: Jest tu Louis?
H: Tak, przyszedł przed chwilą cały roztrzęsiony, nie może skleić prostego zdania, mówił coś o telefonie, chłopaku, kłamstwie... O co chodzi..?!
Ty: Później ci powiem, najpierw, muszę porozmawiać z Louisem
H: Jest w salonie
Szybko udałaś się do salonu. Wchodząc zauważyłaś swojego chłopaka, siedzącego z szklanką whisky. Gdy cię zobaczył wstał i zrobił krok w tył.
Lo: Czego chcesz...? Okłamałaś mnie mówiąc że nic cię z nim nie łączy...
Ty: Bo nie łączy!
Lo: Ale łączyło!?!
Ty: Louis to nie jest tak jak myślisz...- usiadłaś na kanapie ze łzami w oczach.
Lo: A więc jak jest?? Myślałem że sobie ufamy, wszystko mówimy, a ty masz sekrety, przede mną.
Ty: Lou, to nie jest tak... Wiesz ile razy chciałam ci to powiedzieć... Ale bałam się, jak na to zareagujesz.
Lo: Chcę wiedzieć, co przede mną ukrywałaś...- powiedział stanowczo.
Ty: Dobrze...Znam Martina jeszcze ze szkoły. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi. Po szkole we dwoje dostaliśmy się na studia do Londynu. Cieszyliśmy się jak małe dzieci. Spełnił się nasze marzenia, od zawsze chcieliśmy studiować tu w Londynie. Po kilku tygodniach, była impreza naszej kumpeli, poszliśmy na nią we dwoje. Upiłam się tak, że nic z niej nie pamiętam, poprostu nic... Po pewnym czasie dowiedziałam się, że jestem w ciąży...-zrobiłaś pauzę, nie było ci łatwo o tym mówić. Zapadła cisza...
Lo: Ojcem był Martin- pokiwałaś głową.
Ty: Gdy się dowiedział, postanowiliśmy, że urodzę to dziecko, i zapewnimy mu dom i pełną rodzinę... Martin, chciał mi się nawet oświadczyć...
Lo: Co się stało z dzieckiem?- przerwał ci
Ty: W lutym, to był już czwarty miesiąc, byłam umówiona do lekarza, schodziłam ze schodów... potknęłam się i...- zaczęłaś płakać jeszcze mocniej. Louis podszedł do ciebie i mocno cię przytulił.
Lo: Dlaczego mi nic nie powiedziałaś??
Ty: Po stracie, wpadłam w depresję, Martin nie mógł sobie z tym poradzić i wyjechał do Polski. Ja tu zostałam, gdy tylko zaczynałam o tym mówić, wszystko wracało... Chciałam ci powiedzieć, ale nie byłam gotowa, powiedzieć tego wszystkiego na głos, bałam się...
Lo: Jestem przy tobie, i pomogę ci przez to przejść.
Ty: Bałam się, że jak usłyszysz, że miałam dziecko, zostawisz mnie, nie będziesz chciał mnie znać...
Lo: Kocham Cię, nigdy cię nie zostawię. Chociaż gdy przeczytałem tego sms-a poczułem się zawiedziony, że  mnie oszukałaś, ale teraz widzę, czemu to ukrywałaś.
Ty: Nie zostawiaj mnie, proszę...
Lo: Nie zostawię, obiecuję.
Louis namówił cię na terapię, choć nie chciałaś, on przekonał cię, że to dobry pomysł. I miał rację, po każdej wizycie, czujesz się silniejsza, pewniejsza siebie. A przy tym Louis pomaga ci, jest przy tobie, a to jest najważniejsze...

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

25. Twenty-fifth

Przepraszam! Przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Wyjeżdżam w piątek i chciałam was obsypać wieloma imaginami, lecz nie dam rady. Mam wybitego palca u prawej ręki i ciężko mi się pisze z stabilizatorem. 
 35.Louis cz. I
Dzisiejszy dzień, zapowiadał się wspaniale. Słońce, już dawno nie świeciło tak jak dziś. Postanowiłaś pójść ze swoim chłopakiem Louisem na spacer. Choć mieszkałaś w Londynie już kilka lat, za każdym razem wywoływał on u ciebie pozytywne reakcje. Zakochałaś się w tym pięknym miejscu i również w nim znalazłaś miłość. Poznałaś Louisa rok temu, na podwójnej randce. Twoja przyjaciółka spotykała się z Harrym, poprosiła, żebyś poszła z nią. Na początku czułaś, że to zły pomysł. Lecz gdy poznałaś Louisa, dziękujesz swojej przyjaciółce do dziś że cię z nim poznała.
Louis przyszedł wcześniej, niż się umawialiście. Ty poszłaś się wykąpać, a on postanowił że wybierze ci ubrania. Po powrocie z łazienki zobaczyłaś leżącą na łóżku bluzkę w paski, pomarańczowe szorty i czarne tenisówki
Ty: Naprawdę mogę iść w tej bluzce?
Lo: Tak, uważam, że będziesz w niej ślicznie wyglądać.- uśmiechnęłaś się i szybkim ruchem nasunęłaś ją na ciało. Gdy byłaś już gotowa, poszliście, trzymając się za rękę do parku. Chodziliście alejkami śmiejąc się i napawając się swoim towarzystwem. Te całe trasy sprawiają, że czujesz się samotna. Brakuję ci go, jego pocałunków, dotyku, zapachu. W końcu usiedliście na jednej z ławek w pobliżu placu zabaw. Zajadając się lodami rozmawialiście. Louis chciał, żebyś pojechała z nimi w następną trasę koncertową, lecz ty nadal miałaś wątpliwości.
 Waszą rozmowę, przerwało wołanie jakiegoś wysokiego blondyna.
M: [T.I]...??- Spojrzałaś w  stronę chłopaka
Ty: Martin...? O mój boże co ty tu robisz?- wstałaś i mocno przytuliłaś chłopaka.- Myślałam, że wróciłeś do Polski?
M: Wróciłem kilka tygodni temu. Wow, ślicznie wyglądasz.
Ty: Ty również.
Lo: Ehhy...- usłyszałaś za sobą.
Ty: Ojej przepraszam. Martin to jest Louis mój chłopak, Lou to Martin.
M: Miło mi cię poznać.
Lo: Mi również- nie zabrzmiało to przekonująco.
M: Słuchaj, urządzam jutro taką parapetówkę, może wpadniecie?
Ty: No nie wiem...- spojrzałaś na Louisa.
Lo: Wpadniemy
M: Super, proszę to mój adres- wręczył ci małą karteczkę z adresem.
Ty: Dzięki, to do jutra.
Gdy chłopak odszedł, znów usiedliście na ławcę.
Lo: Kto to był?
Ty: No Martin, przecież was przedstawiłam
Lo: Wiem, ale nie o to mi chodzi.
Ty: Mój przyjaciel, znamy się z czasów szkoły.
Lo: Aha, rozumiem...
Ty: Co to miało znaczyć...?
Lo: Nie no nic.
Ty: Czy ty jesteś zazdrosny...?
Lo: Ja...?! Pfi, o co mam byś zazdrosny? Przecież to tylko wysoki, dobrze zbudowany, blondyn, który szczerzył się do mojej dziewczyny, tak że zaraz myślałem, że pomogę pozbyć mu się kilku ząbków.- usłyszawszy to, wybuchłaś śmiechem.
Ty: Kotku, nie masz o co być zazdrosny, mając ciebie, nie patrzę na innych chłopaków.- lekko musnęłaś jego wargi.- Wracamy do domu...?? Stęskniłam się za tobą...
Lo: A ja za tobą- posłał ci niegrzeczny uśmiech. Wstaliście i ruszyliście w stronę domu.
Następnego dnia
Lo: Kotku, musimy jechać, bo się spóźnimy...Chyba, że się źle czujesz i nie jedziemy.
Zbiegłaś na dół, trzymając w ręce buty. 
Ty: Zaraz będę gotowa...- zapinając buty poczułaś wzrok Louisa na sobie.- Co się tak patrzysz?
Lo: Dla kogo się tak wystroiłaś...? Może dla Martina...?
Byłaś ubrana...normalnie dżinsy, top na to szary sweter bez guzików i kilka ozdób
Ty: Kotku, proszę cię, nie zaczynaj. Ubrałam się normalnie i na pewno nie dla Martina! Więc skończ z tą chorobliwą zazdrością, bo zaczyna mnie już wkurzać.
Lo: Przepraszam- podszedł do ciebie i objął się w pasie.-Po prostu muszę być czujny. Jeżeli ktoś będzie mi chciał ciebie odebrać, muszę być gotowy.
Ty: Głuptasie- złożyłaś na jego ustach pocałunek.- Nigdzie się nie wybieram.
Lo: No dobra, choćby bo się naprawdę spóźnimy
Przed domem Martina
Ty: Tylko proszę nie bądź dla niego nie miły- po czym zapukałaś do drzwi.
Lo: Oczywiście, będę milutki jak jeszcze nigdy dla nikogo.
Ty: Bądź sobą.-chłopak pokiwał głową i w tym samym czasie drzwi się otworzyły.
M: Hej, cieszę się że przyszliście, zapraszam do środka.
Ty: Dzięki.
Dom był pełen ludzi.
M: Poznajesz parę osób?
Ty: Tak, Sara- wskazałaś palcem na wysoką blondynkę.- Stiven, Mary i Elizabeth. Jej nie widziałam się z nimi od czasu studiów.
M: Rozgłoście się, a ja pójdę sprawdzić co u innych.
Ty: Jasne.
Poszliście się przywitać z starymi znajomymi
Po kilku godzinach
Ty: Lou, pójdę po coś do picia, przynieść ci coś?
Lo: Wodę.
Ty: Jasne.- odeszłaś od chłopaka, przeszłaś do pokoju obok gdzie stał stół z napojami.
M: I jak się bawisz- usłyszałaś głos za sobą.
Ty: Super impreza, dzięki za zaproszenie.
M: To ja się cieszę, że przyszłaś... Nie miałem z tobą kontaktu od tamtego czasu...
Ty: Musiałam to wszystko przemyśleć...
M: Louis wie o...
Ty: Nie!
Lo: Powinien wiedzieć.
Ty: I się dowie, ale na pewno nie teraz i nie od ciebie!
M: Dobrze, nie powiem mu ale pamiętaj, to i tak wcześniej czy później do niego dotrze...

Proszę o komentarze, prose prose prose... :)

piątek, 3 sierpnia 2012

24. Twenty-fourth

Ostatnia część. Na początku chcę powiedzieć, że od początku, pisania tego imaginu wiedziałam jaki będzie koniec. Lecz chciałam wiedzieć, jak wy byście wybrali. W ankiecie, wygrał Liam. Za to w komentarzach pisaliście, że chcieli byście, aby koniec skończył się Happy End'em dla Zayna. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam
34.Liam i Zayn cz V
Pozwoliłaś, żeby łza bez przeszkód spłynęła po twoim policzku. Czy dobrze robię? Czy wybór który dokonałam jest słuszny? To dwa najważniejsze pytania, które sobie zadawałaś.
T.M: Kochanie, chłopcy czekają na dole.- te słowa wywołały jeszcze większą lawinę łez. Mama, zauważając to, usiadła obok ciebie i mocno cię przytuliła.
Ty: Mamo, dobrze robię?- była jedyną osobą, która znała twój wybór.- Co ty byś zrobiła na moim miejscu? Jak byś wybrała...
T.M: Słonko- czule założyła ci kosmyk włosów za ucho.- To jest twój wybór, pamiętaj zawsze kieruj się sercem. Ale nie zapominaj o rozumie. Myślę, że decyzja którą podjęłaś jest słuszna.
Ty: Boję się...nie chcę stracić, żadnego z nich. Obydwoje są dla mnie ważni, nie zniosę, jeżeli ten drugi, nie wybaczy mi.
T.M: Wybaczy, uczucie, którym cię darzą, jest za silne, żeby z niego zrezygnować.- miała rację, podeszłaś do lustra i zaczęłaś poprawiać fryzurę oraz makijaż.
Ty: Jak wyglądam?- zapytałaś odwracając się w stronę mamy.
T.M: Jak zawsze, ślicznie- podeszła i mocno cie przytuliła.-Wiem, że dasz sobie radę.
Ty: Będziesz w pobliżu...? Tak na wszelki wypadek...
T.M: Będę w sypialni, muszę dokończyć się pakować.
Ty: Przecież wylatujecie dopiero jutro rano?
T.M: Tata ci nie mówił...? Coś się stało, i przyśpieszyli lot, wylatujemy dziś.
Ty: Ooo- wzięłaś głęboki wdech i ruszyłaś w stronę salonu.
Stawiałaś powoli kroki, twoje ciało trzęsło się jak galaretka. Wchodząc do salonu, zobaczyłaś Liama, który siedział z spuszczoną głową, oraz Zayna, który słał obok okna z założonymi rękami. W momencie, w którym się odwrócili w twoją stronę, poczułaś jak serce, próbuje ci wyskoczyć.
Ty: Hej- powiedziałaś załamanym tonem głosu. Usiadłaś na fotelu, a Zayn, zajął miejsce przy Liamie.- Dziękuję, że przyszliście.
Li: To my dziękujemy, za zaproszenie.
Z: I dziękujemy za poprzednie dni.
Li: Właśnie, i zanim coś powiesz my mamy dla ciebie wiadomość.
Ty: Słucham...
Z: Bez względu na to którego wybierzesz, nadal chcemy się z tobą przyjaźnić. Może na początku, to będzie trochę trudne i niezręcznie będziemy się czuć, Ale...
Li: Ale świadomość, że możemy kompletnie stracić z tobą kontakt, jest potworna.
Ty: Cieszę się, musicie wiedzieć, że ta decyzja, była, jedną z najtrudniejszych, które musiałam podjąć. Obydwoje jesteście wyjątkowi. Liam- zwróciłaś się do chłopaka.- Jesteś ciepły, wesoły, rozważny, ale potrafisz pokazać pazurki i zaszaleć. Życie rzuca ci co chwilę kłody pod nogi, ale ty nie dajesz się i przezwyciężasz wszystkie przeszkody. Za to ty Zayn- tym razem zwróciłaś się do mulata.- Jesteś wesoły, niegrzeczny, taki niegrzeczny chłopak z dobrymi manierami, troskliwy, zwariowany. Powiedziałeś wczoraj, że skradłam ci serce...
Z: Bo to prawda.
Ty: Ty również skradłeś moje serce- uśmiechnęłaś się do niego.- Lecz tylko jego połowę, druga należy do Liama.
Li: Moje również należy do ciebie.
Ty: Liam, Zayn... Kocham was... obydwu, nie umiem wybrać między wami dwoma... Po prostu nie umiem...
Z: Czyli co, to oznacza?- wzięłaś głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać
Ty: Wyjeżdżam z Angli...
Zapadła cisza. Chłopcy, nie wierzyli w to, co usłyszeli... Nie takiej odpowiedzi się spodziewali.
Li: Jak to wyjeżdżasz?
Ty: Ja... nie mogę tu zostać. Miłość którą was obdarzyłam, przerosłą mnie, zostając tu zranię siebie i was. Chcę, żebyście zaczęli żyć, beze mnie, jako dziewczyny, a zaczęli żyć jako ze mną jako przyjaciółkę.
Z: [T.I], wyrzekasz się miłości, żebyśmy byli szczęśliwi...?!? Przecież to nie ma sensu... 
Ty: Ma, może teraz tego nie widzicie, ale moja decyzja jest słuszna. Proszę tylko o dwie rzeczy...
Li: Co tylko zechcesz.
Ty: Żyjcie dalej, szukajcie miłości, spróbujcie zapomnieć o uczuciu, które darzycie do mnie.
Z: To jest nie wykonalne. Nigdy nie zapomnę o tym co do ciebie czuję.
Ty: Spróbuj. Zawszę będę z wami, ale jako przyjaciółka. Proszę nie zapomnij cie o tym i o mnie.
Li: [T.I] proszę nie wyjeżdżaj. Zostań tu w Angli.
Ty: Wrócę, ale ja też potrzebuję czasu, żeby dostosować się tej nowej sytuacji.
Z: Kiedy wyjeżdżasz?- z jego oczu popłynęła łza. Podeszłaś i opuszkiem palca wytarłaś ją
Ty: Dziś wieczorem.
Li: Co?! 
Wieczór, na lotnisku.
Z: Proszę, nie dziś...
Ty: Jeżeli nie wylecę dziś, nie dam rady już nigdy wyjechać. Potrzebuję spokoju, żeby to wszystko przemyśleć, poukładać sobie. Poza tym wy też potrzebujecie, czasu, żeby na nowo, to wszystko poukładać.
Li: Nie dawno omal cię nie straciliśmy, a teraz odchodzisz...
Ty: Ale wrócę, nie kończę z wami znajomości.
Z: Ale wyjeżdżasz
Ty: I wrócę, obiecuję.
Li: Kocham Cię- przytuleni do siebie, zaczęliście płakać jak bobry. 
Ty: Ja ciebie też.- wyszeptałaś. Gdy już odkleiliście się od siebie, przytuliłaś się do Zayna.
Z: Nie zapominaj, że ja też Cię Kocham.
Ty: Nigdy nie zapomnę.- chłopak wskazał bransoletkę.
Z: Niech ci ona zawsze o mnie przypomina.
Ty: Będzie
"Pasażerowie lotu 420 z Londynu do Polski proszeni są do wejścia numer 2"
Ty: To mój samolot... Do zobaczenia chłopcy- jeszcze raz utonęłaś w ich objęciach. Po czym z łzami w oczach poszłaś do wejścia... 


A teraz łapka w górę, kto spodziewał się, takiego zakończenia?! ^_^ 

czwartek, 2 sierpnia 2012

23. Twenty-third

A więc kolejna część, widzę że nie sprawia wam problemu +6 komentarzy. Naprawdę cieszę się, że czytacie. xoxo :*
33.Liam i Zayn cz.IV
Siedziałaś w salonie, czekając na Zayna. Co chwilę poprawiałaś włosy lub biegłaś do pokoju przeprać się w coś innego. Strasznie się denerwowałaś. W końcu dzwonek do drzwi zadzwonił. Zbiegłaś na dół ubrana w złotawe spodnie, brązową bluzkę i złoty naszyjnik. 
Ty: Hej Zayn- powiedziałaś nieśmiale. Gdy tylko go widziałaś po twoim ciele przechodziły ciarki.
Z: Cześć piękna-spojrzał na twój naszyjnik.- Ma mi przynieść szczęście?!- Uśmiechnął się.
Ty: Nigdy nic nie wiadomo. To naszyjnik od ciebie?
Z: Tak. Dałem ci go gdy wróciłem z trasy po UK. Nie widzieliśmy się wtedy 3 miesiące... Tęsknie za tym...- spojrzał ci prosto w oczy. Były jak zaczarowane, gdy już raz w nie spojrzysz, już nigdy o nich nie zapomnisz.-To co gotowa do wyjścia?
Ty: Tak, gotowa.
Chłopak, chwycił cię za rękę. Ku twojemu zdziwieniu, nie szliście w kierunku samochodu. 
Ty: Zayn, gdzie my idziemy? Przecież samochód masz tam?
Z: Powiedziałaś, że chcesz dowiedzieć się o nas jak najwięcej, dlatego dziś pokarzę ci wszystkie ważne  dla mnie miejsca. Teraz idziemy tak, gdzie poznałem anioła, a właściwie archanielice- uśmiechnął się do ciebie.
Ty: Przestań...- zarumieniłaś się. Chłopak zatrzymał się, i stanął przed tobą, wpatrując się w twoją twarz.
Z: Za bardzo kocham twoje zawstydzenia, żebym przestał.
Ty: Zayn...- chciałaś coś powiedzieć, ale nie wiedziałaś co.
Z: Dobrze, dobrze. Już przestaję- znów znalazł się obok ciebie. Szliście ulicą, trzymając się za rękę.- Jesteśmy na miejscu- wskazał palcem, małą kawiarenkę.- Poznajesz to miejsce?
Ty: Tak, kupowałam, tu zawsze kawę, idąc na uczelnię.
Z: Kupowaliśmy ją razem. Codziennie się w niej spotykaliśmy. Od tego wszystko się zaczęło...
Ty: Wiesz co... naszła mnie ochota na mrożoną kawę i szarlotkę
Z: A mnie na cappuccino i kremówkę...- uśmiechnęliście się do siebie i nadal trzymając się za ręce, weszliście do środka. Usiedliście przy małym okrągłym stoliczku i zajadając się ciastem zaczęliście rozmowę.
Z: No dobra, widzę że chcesz o coś się zapytać...Wal
Ty: Czemu ja? Siedzimy tu niecałe 10 minut, a ja wyłapałam już z 10 ślicznych dziewczyn. Dlaczego to właśnie do mnie zagadałeś? Zakompleksionej, o przeciętnej urodzie dziewczyny z Polski?
Z: Bo jesteś wyjątkowa. Śliczna na zewnątrz i wewnątrz . Od kiedy wylałaś na mnie kawę- uśmiechnął się- Nie mogłem zapomnieć o tobie. 
Ty: Wylałam na ciebie kawę...?
Z: Tak, od tego wszystko się zaczęło- usiadł wygodnie i zaczął.- Był deszczowy ranek. Minęło dopiero kilka dni, od mojego zerwania z Perrie. Wszedłem do kawiarni, i wtedy na mnie wpadłaś. Zaczęłaś strasznie mnie przepraszać, że nie chciałaś, że jest ci strasznie głupio i takie tam. Zapytałaś się, czy możesz mi jakoś to wynagrodzić... A ja wtedy poprosiłem o spotkanie z tobą... Umówiliśmy się następnego dnia do kina. Zakochałem się w tobie bezgranicznie. Po 2 miesiącach zostaliśmy parą. Wszyscy uważali, że to za wcześnie, ale mi ich nie słuchaliśmy. Po 3 miesiącach związku przedstawiłem cię mojej rodzinie.
Ty: Jakie zrobiłam na nich wrażenie?
Z: Zakochali się w tobie zarówno moi rodzice, jak i siostry. 
Ty: A moja rodzina? Jak ona zareagowała na nasz związek?
Z: Obawiałaś się, że nie spodoba im się moja wiara, ale przyjęli to dość dobrze. Mówiłaś że twoi dziadkowie są zauroczeni mną.- ucieszył cię to.- Choć, chcę ci pokazać, jeszcze kilka miejsc. - Rzucił na stolik banknot, wziął cię za rękę i poszliście w kierunku rzeki.
Idąc chłopak opowiedział ci o swoim dzieciństwie, o tym że jak był mały wyrzucił telewizor przez okno i został zawieszony w szkole. <Ale z niego Bad Boy-pomyślałaś>
Ty: Daleko jeszcze?
Z: Jesteśmy już prawie na miejscu. Zamknij oczy.- posłusznie zrobiłaś to o co cię poprosił. Szłaś po omacku, gdyby nie ręka Zayna, już dawno byś się wywaliła
Z: Możesz otworzyć.
Powoli otwierając oczy ujrzałaś koc piknikowy, który był obstawiony różnymi smakołykami. wokół były rozstawione pochodnie.
Z: Poznajesz to miejsce?- pokręciłaś przecząco głową.
Ty: Nie, ale ślicznie tu.
Z: Usiądźmy, może szampana?
Ty: Chcesz mnie upić...?- zaśmiałaś się.
Z: Skądże, po prostu dziś jest pewna specjalna okazja...- wziął do ręki butelkę szampana i jednym zwinnym ruchem korek, poszybował w górę. Podałaś mu kieliszki.
Ty: Więc za co pijemy?
Z: Mija dokładnie 2 lata, od naszego pierwszego spotkania...dwadzieścia cztery miesiące temu wylałaś na moją koszulę duże late- zaśmiał się.- Myślałem, że inaczej będziemy obchodzić tą rocznicę... Jednak i tak się cieszę, że ona nastąpiła.- spojrzał ci prosto w oczy.- Nasze zdrowie.- unieśliście kieliszki do góry i wypiliście zawartość.
Zajadając się smakołykami, które przyszykował Zayn, rozmawialiście. Okazało się, że przed zdradą, byliście idealną parą. Nie kłóciliście się, spędzaliście ze sobą każdą wolną chwilę a na twoje urodziny, wyjechałaś z Zaynem na Karaiby. 
Ty: Ojej, jak już późno, rodzice, pewnie się już denerwują.- Zaczęłaś po woli wstawać.- Od momentu wypadku, stali się strasznie opiekuńczy.
Z: Nie dziw się im, kilka tygodni temu, omal cię nie stracili.
Ty: Wiem, ale jestem już dorosła i poradzę sobie.
Z: Ja to wiem, ty też to wiesz, ale oni nie są przekonani, dlatego chyba będzie lepiej jak już wrócimy do domu. Nie chcę im się jeszcze bardziej narażać.
Idąc nadal trzymając się za ręce, doszliście do twojego domu.
Ty: Dziękuję za dzisiejszy dzień.
Z: To ja dziękuję. Nie uznaj tego, jako przekupstwo, poprostu, kupiłem to jeszcze przed naszą kłótnią-wyjął małe brązowe pudełeczko.-Bez znaczenia, jaką podejmiesz decyzję, chcę żebyś to zatrzymała.
Otworzyłaś i ujrzałaś srebrną bransoletkę 
Z: Ty już dawno skradłaś moje serce...Dobranoc [T.I]- pocałował cię w policzek i odszedł...

W ankiecie, wygrywa Liam 5:2. Piszcie, kogo wybraliście i dlaczego, bardzo ciekawi mnie wasze zdanie *_*
To co tak jak poprzednio, tylko, że zwiększamy liczbę, +8 i kolejna (ostatnia) część dla was :D